Miniony rok nie należał do najszczęśliwszych. Już trzeciego stycznia, gdy irański generał major Ghasem Solejmani został zabity w amerykańskim ataku powietrznym w Bagdadzie, nad światem zawisło widmo III Wojny Światowej.
Nie trzeba było długo czekać na kolejne katastrofy – najpierw spłonęła Australia, a kilka tygodni później Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pandemię choroby COVID-19, wywołaną przez tajemniczego koronawirusa SARS-CoV-2. Choć przez kolejne miesiące przez Stany Zjednoczone i Europę przetoczyła się fala protestów (Black Lives Matters, Żółte Kamizelki czy Ogólnopolski Strajk Kobiet), w wyniku eksplozji zniszczony został port w Bejrucie, a od Grenlandii oderwał się lodowiec wielkości Paryża – to żaden temat nie zdominował tak przestrzeni publicznej, jak COVID-19. Świat, jaki znaliśmy, umarł. Nie zniszczył go kryzys finansowy z 2008 roku, jak wielu mogłoby się wydawać. Ludziom wówczas ugięły się nogi, jednak jako cywilizacja nie stanęliśmy na skraju upadku. Można powiedzieć, że był to dzwonek alarmowy, z którego pokolenie naszych rodziców nie wyciągnęło zbyt wielu wniosków. Nie od dziś wiadomo, że żyli oni tak, jakby jutra miało nie być, a świat został im dany raz na zawsze. Gdy my, młodzi, zaczynamy protestować, słyszymy, że nie znamy życia, że tak działa świat i prędzej czy później będziemy musieli to zaakceptować. Tyle, że ten świat w 2020 roku się zatrzymał. Żyjemy w stanie wojny, zupełnie innej niż przeżyli nasi przodkowie – choć ta wojna pociągnie za sobą równie wiele istnień. W ciągu 9 miesięcy COVID-19 zabrał 1 700 000 istnień. Oficjalnie oczywiście, bo skala krwawego żniwa tej choroby jest dużo większa. W statystykach są ujęte tylko te osoby, które wykazały pozytywny wyniki na obecność SARS-CoV-2. Nie wiadomo, ile osób zmarło w wyniku braku dostępu do fachowej pomocy medycznej, ile w wyniku przesuniętych operacji i chemioterapii, a ile popełniło samobójstwo w wyniku bankructwa spowodowanego zamknięciem gospodarki. To także ofiary tej wojny, choć całkowicie nieujęte w statystykach.
Każdy kryzys zabija najsłabszych. Ten pandemiczny wykończy tych najsłabszych fizycznie. Kryzys postpandemiczny pokona tych z kruchą psychiką. I nie chodzi tutaj tylko o wspomnianych samobójców – to będzie znikomy odsetek. Wiele osób jednak nie udźwignie kryzysu – popadną w zadłużenie, apatię czy nie ukończą edukacji. Plaga bankructw, rosnące bezrobocie i brak perspektyw na przyszłość pogłębiają patologię trawiące nasze społeczeństwo. Przede wszystkim wiele rodzin ciągle mierzy się ze zjawiskiem dziedziczenia biedy. Doświadczanie biedy w okresie dzieciństwa i młodości warunkuje częstokroć ograniczony dostęp do instytucji i zasobów, zapewniających w okresie dorosłości właściwy status ekonomiczny, umożliwiający zaspokajanie potrzeb własnych i rodziny, w tym kolejnego pokolenia. Nie chodzi wyłącznie o zasoby materialne lub finansowe, ale też o kapitał kulturowy i socjalny. Część młodzieży będzie miała ogromny problem z nadrobieniem zaległości w edukacji i kulturze. Dla tych osób szkoła była odskocznią i przepustką do normalnego świata, a czasem także szansą na jedyny normalny posiłek. To nie jest tylko polski problem. UNICEF pierwszy raz od siedemdziesięciu lat wsparł brytyjską młodzież. To tylko pogłębi różnice między dziećmi, a zamknięte szkoły połączone z zeszłorocznym strajkiem nauczycieli odbiją się na maturach tych, których na korepetycję najzwyczajniej w świecie nie stać. Innym problemem jest zjawisko przemocy domowej, występującej zarówno w biednych, jak i bogatych domach. Rosnące frustracje spowodowane izolacją, topniejące oszczędności i rosnące zadłużenie popychają ludzi w nałogi, a czasem także przemoc fizyczną, psychiczną czy materialną. Przemocy nie da się usprawiedliwić, ale da się zrozumieć frustrację. Wielu Polaków od bezdomności dzielą trzy niezapłacone raty kredytu.
Państwo okazało się słabe, a służba zdrowia niewydolna. Papierowy ład w obliczu zagrożenia upadł. Okazało się, że rządzący potrafią pomagać wyłącznie za pomocą transferów socjalnych. Jakiekolwiek zarządzanie kryzysowe ich przerasta. Każdego tygodnia słyszymy o nowych rządowych obwieszczeniach, które często są całkowicie sprzeczne z planem ogłoszonym na poprzednim briefingu. Młodzi ludzie stracili całkowicie zaufanie do Państwa poprzez niestabilny system prawny, nadużycia ze strony policji czy lekceważący stosunek politycznych elit. To niestety nie koniec. Choć na horyzoncie pojawiła się już szczepionka na COVID-19, minie wiele lat, zanim nasze życie wróci do normy, o ile kiedykolwiek tak się stanie. Zamknięcie gospodarki pozbawiło dochodu wielu z nas, młodych dorosłych. Tych, którzy pracują w centrach handlowych, w gastronomii czy w drobnych usługach – zwykle na umowie śmieciowej, a czasem także na czarno. Tych, którzy nie mieszkają już od dawna z rodzicami i nie mogą liczyć na pomoc z ich strony. Wspinając się po szczeblach edukacji, mieliśmy nadzieję, że jakoś dotrwamy do końca studiów. Co prawda niewyspani, lekko zblazowani pracą po godzinach na czesne i czynsz, ale że się uda, że będzie lepiej i spełni się polski sen. W normalnych warunkach nie było łatwo, a teraz? Nawet jeśli udało nam się odłożyć jakieś pieniądze, to są to kwoty tak niewielkie, że po 9 miesiącach trwającej pandemii, gdzie lekarz przyjmował tylko prywatnie, nie dostawaliśmy miesiącami pensji, a ceny podstawowych produktów poszły w górę – jesteśmy kompletnie spłukani.
Niektórzy z nas są sprytni i zaradni. Inni po prostu mają szczęście. Mnie mimo turbulencji się udało – zdobyłem w tym korona-szaleństwie dyplom licencjata z wyróżnieniem, dopilnowałem, aby w żadnej chwili nie zalegać z płatnościami, łapiąc się czasem prac poniższej moich kwalifikacji, ale potrzebnych do przeżycia kolejnego miesiąca. Spłaciłem wszystkie zadłużenia i na przestrzeni kilku miesięcy nauczyłem się wykorzystywać moje umiejętności w pracy wolnego strzelca. Moja druga połówka mimo pandemii znalazła dobrze płatną i stabilną pracę. Mieliśmy szczęście, byliśmy silni i uparci. No i mamy siebie. Dlatego tak dryfujemy w stronę jutra, niezbyt zadowoleni z ogólnej sytuacji, ale zbyt przerażeni, tym co się dzieje wokół nas, aby zrobić cokolwiek więcej. Powtarzamy sobie, że nie możemy narzekać. Znam jednak wiele osób, które nie wytrzymują izolacji i od 9 miesięcy żyją w permanentnej wegetacji rozmyślając, czy uda im się w bieżącym miesiącu związać koniec z końcem. Oni nie czują już żalu czy gniewu, a co najwyżej rozczarowanie. Nie tak miała wyglądać druga Irlandia, nie tak miała wyglądać Dobra Zmiana. Pandemia zniszczyła ich plany zawodowe, porozbijała związki, a czasem wrzuciła w spiralę zadłużenia. Politycy nie wychodzą do nas jednak z żadną sensowną propozycją, która mogłaby przywrócić nam wiarę w lepsze jutro. Nie wiemy w zasadzie, jak ono miałoby wyglądać.
Paradoksalnie powiewem nadziei dla wielu z nas okazał się Ogólnopolski Strajk Kobiet. To, co siedziało głęboko w nas, wypłynęło. Na ustach i na transparentach młodzi ludzie zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie. Język, jaki towarzyszył protestom, tylko podkreślał, jakimi emocjami targana jest młodzież. Ten wulgarny akt desperacji to jednocześnie ostrzeżenie i wołanie o pomoc. Młodzi próbują powiedzieć: „Zmieńcie coś albo po Was przyjdziemy i dokonamy rewolucji. Nie wiemy jeszcze jak – ale jej dokonamy, bo jest nam źle”. Masowość protestów dodała ludziom otuchy, zrozumieli, że jest ich więcej. W tym proteście nie chodzi tylko o prawo do aborcji w przypadku wad płodu. Chodzi o bunt, który w nas narósł, wobec odbierania nam wolności i godności. Jesteśmy pierwszym pokoleniem od blisko stu lat wychowanym w wolnym i suwerennym państwie i nie chcemy się dać wcisnąć pod but, zwłaszcza siłą. Czasami jedna zapałka odpalona w niewłaściwym momencie może wywołać eksplozję. W czyich rękach jednak wybuchnie ta petarda?
W Nowy Rok wchodzimy ze starym niepokojem. Mimo wszystko nie tracę nadziei. Niech ten styczeń będzie po prostu powidokiem tego strasznego roku. Pandemia COVID-19 to wojna, a każdą wojnę ktoś wygrywa. Jeśli wspólnie pokonamy wirusa, zwyciężymy jako cywilizacja, nawet jeśli pojedyncze jednostki przegrają tę potyczkę psychicznie czy fizycznie. Ważne będzie to, jak zbudują nowy świat Ci, którzy urośli w kryzysie lub po prostu mu się nie poddali. To od nas będzie zależało jaką rzeczywistość post pandemiczną sobie zbudujemy, jaki innym ludziom los zgotujemy. Nie ma wszak wolności, bez solidarności. Historia ludzkości pokazała niejednokrotnie, że potrafimy z najsmutniejszego i najbardziej krwawego rozdziału wyciągnąć słuszne wnioski, aby później wspólnie zbudować coś lepszego.